Dopiero po 1989 roku, po pokonaniu ustanowionego porządku Stalinowskiego, Zydomasoneria, neoTrockiści jak Mazowiecki, Kuroń, Michnik oraz cala zachodnia Masoneria i diaspora Syjonistyczna podbiła, zniewoliła i zlikwidowała Polskę, dając jej imię Unii Europejskiej, neonazistowskiego mocarstwa, które jak podczas II Wojny Swiatowej depopuluje Polaków, likwiduje Naród Polski, zagrabia Polskiego Narodu mienie.
Niech żyje wiec 9 Maja, Dzień Zwycięstwa nad Nazizmem! Dzień, który daje nadzieję, że neonazizm w Polsce ale i na świecie znów będzie pokonany w tym wysiłkiem nas Polaków.
w “Nieustającej Kweście za Życiodajną Posługę” – składamy najserdeczniejsze życzenia pogodnych, zdrowych, radosnych Świąt Wielkanocnych, niespożytych sił w walce ze Światem i ciała namiętnościami, obfitych darów, łask i błogosławieństwa od Zmartwychwstałego Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Każdemu Tradycyjnemu Księdzu Kościoła Rzymsko-Katolickiego, aktywna część Społeczenstwa Polak-Ortodoks życzy posiadania Nadprzyrodzonych Sił, Darów Ducha Świętego, by Zmartwychwstały napełnił nas wiarą w to, że tak jak On zwyciężył śmierć, piekło i szatana, tak i Kościół Święty pokona kryzys, modernizm i żydomasonerię!
Drodzy Święci Księża Tradycji Rzymsko-Katolickiej, którzy stoicie w hierarchii wyżej od Aniołów, nasze Życie Duchowe, a i te na ziemi, jest w Waszych rękach. Nigdy sie nie poddawajcie, walczcie o Życiodajną dla Nas Świętą Tradycję , która atakowana jest z szatanską siłą przez masonerię od czasów ostatniego watykanskiego soboru.
My jestesmy z Wami poprzez i w Chrystusie, z Wami jesteśmy, poprzez modlitwy, nasze wspólne działania, wspólne wysiłki.
Eucharystia jako Ofiara. Ks. Arcybiskup Józef Bilczewski, Metropolita Lwowski.
Mowa wygłoszona na XXIII Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Wiedniu dnia 13 września 1912 r.
W narodzie żydowskim istniało piękne podanie, które przekazał nam Philo. Bóg, stworzywszy świat, zapytał aniołów co sądzą o dziele Jego rąk. Jeden z nich odpowiedział, że dzieło jest wielkie i doskonałe, ale brakuje mu jednej rzeczy, mianowicie głosu donośnego, harmonijnego, który by rozbrzmiewał po całym świata przestworzu i dniem i nocą składał Stwórcy godne Jego dziękczynienie melodią pełną rozkoszy.
Gdyby Pan Bóg takie pytanie do nas skierował, odpowiedź nasza byłaby inna. Powiedzielibyśmy, że światu nie brakuje żadnej istotnej doskonałości, bo częścią składową, a raczej Głową i Sercem stworzenia jest sam Syn Boży, którego głos najczystszy, najwspanialszy, najmilszy napełnia dniem i nocą ziemię i niebo nieskończonym uwielbieniem, podzięką, prośbą. Co więcej! On zanosi do Trójcy Przenajświętszej w imieniu całego stworzenia nieustanne: Przed oczy Twoje Panie winy nasze składamy… miserere!
Bóg przewidział bowiem, że człowiek śmiertelnie Go obrazi. Postanowił równocześnie od winowajcy zażądać pełnego, doskonałego zadośćuczynienia. Takiego doskonałego zadośćuczynienia stworzenie Stwórcy nie było w stanie dać. Wtedy Syn Boży pospieszył z pomocą, zamienił z człowiekiem rolę, niewinny podstawił się za winnego.
W swojej Boskiej naturze Syn Boży zadość czynić nie może. Dlatego, gdy nadeszła chwila zamierzona w wieczności, wziął krew z krwi naszej, uczynił ją przez połączenie z Boską Osobą krwią Bożą i tę krew i całą swoją ludzką naturę złożył Trójcy świętej jako ofiarę na przebłaganie.
Nie ma wątpliwości, że śmierć Syna Bożego na krzyżu nie jest śmiercią zwyczajną, ale ofiarną. Schodzą się w niej wszystkie warunki i składniki prawdziwej ofiary. Podstawił się Człowiek-Bóg za człowieka. Podstawienie zostało przyjęte. Podstawiony zginął, starty jak robak. Podstawiony sam, jako człowiek, był swojej ofiary kapłanem. Umarł, bo chciał. Nikt z ludzi wbrew jego woli nie mógł Mu odjąć życia. Zabiła Go Miłość ku Bogu i ludziom.
Ponieważ cierpienia Chrystusa były cierpieniami Boga w ludzkim ciele, więc już jedną jedyną śmiercią krzyżową przeobficie Zbawiciel dokonał odkupienia, „pojednał wszystko z sobą: i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach” (Kol 1, 20), „udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani” (Hbr 10, 14), czyli innymi słowy: nad miarę uczynił zadość Bogu, a ludziom odzyskał utracone łaski nadprzyrodzone, niebo.
Za tym idzie dalej, że obok tej ofiary krzyżowej żadna już inna, nowa, istotą odmienna nie jest potrzebna, nie może do końca świata mieć na ziemi miejsca, gdyż zaprzeczałaby nieskończonej wartości, doskonałości ofiary kalwaryjskiej.
Jak to? Czy my, chrześcijanie, nie posiadamy dzisiaj żadnej ofiary spełniającej się na naszych oczach, prócz owej dokonanej w jednym momencie czasu i w jednym punkcie ziemi? Przecież „gdzie jest religia, czyli wiara i prawo i nauka o Bogu, tam i musi być ofiara; odstąpić od siebie nie mogą”. Ofiara jest szczytem religii, najwyższym objawem zewnętrznym i wewnętrznym, więc każde pokolenie uczniów Chrystusowych winno, musi ją Panu Bogu składać za siebie własnymi rękami, a nie tylko żyć jej historycznym wspomnieniem.
Taką ofiarę powszechną, stałą i najdoskonalszą posiada nasza religia chrześcijańska. Jest nią Msza święta.
Msza święta jest prawdziwą ofiarą, jeśli liturgia, którą Chrystus w przededniu swojej śmierci odprawił w wieczerniku, jest rzeczywistą, w ścisłym słowa znaczeniu ofiarą. Msza święta nasza jest bowiem przypomnieniem owej wielkoczwartkowej, wznowieniem.
Otwórzmy Pismo święte. Zobaczmy, co naoczny świadek apostoł Mateusz, co św. Marek, św. Łukasz i św. Paweł, uczniowie i towarzysze apostołów piszą o eucharystycznej liturgii wieczernikowej. Otóż, skoro zestawimy teksty tych czterech sprawozdawców, widzimy, że tło jest u wszystkich wspólne, że się uzupełniają w swoich opisach i dochodzą razem do doskonałej jedności. Mianowicie powiadają wedle tekstu greckiego, co następuje:
Po spożyciu rytualnej Paschy żydowskiej Zbawiciel ukląkł przed apostołami i umył im nogi. „Jakże bardzo nas ukochał, zauważył ktoś pięknie, komentując to zdarzenie, jakże bardzo Chrystus nas ukochał, kiedy tak nieskończenie jest pokorny. Jakże bardzo jest pokorny, kiedy tak nieskończenie kocha!” Ale miłość i pokora Jezusowa pójdą jeszcze dalej do granic ostatecznych. Po umyciu nóg Zbawiciel spoczął znowu przy stole, wziął do ręki chleb i powiedział: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje, które za was będzie wydane” (Mt 26, 26; Łk 22, 19). Następnie wziął kielich i powiedział: „Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 26).
Według tych słów Chrystus spełnił w wieczerniku dwie rzeczy, które trzeba nam dobrze rozróżnić. Powiedział: bierzcie – jedzcie i pijcie, czyli podał Ciało i Krew swoją do spożywania w Komunii. Wcześniej zaś jeszcze, zanim je dał apostołom na pokarm, złożył to Ciało i Krew na ofiarę Trójcy Przenajświętszej. Eucharystia bowiem najpierw jest dla Boga, potem dopiero dla ludzi. Najpierw jest ofiarą, potem Sakramentem i gdyby nie była wpierw ofiarą, nie byłaby nigdy Sakramentem. Tylko ofiara przemienia ją na Sakrament, czyli na pokarm duszy. Chrystus wskazał na ten ofiarny charakter Eucharystii, kiedy powiedział, że Ciało swoje nie tylko daje na pokarm, ale i za nas je wydaje; że Krew swoją nie tylko daje na napój, ale i za nas już w wieczerniku ją przelewa dla wyjednania nam odpuszczenia grzechów. Wylewać krew jakiejś istoty na zgładzenie ludzkiej winy, oznacza w Piśmie św. tyle, co składać tę krew przelaną Bogu w ofierze dla przebłagania znieważonego Jego Majestatu. W jakiż sposób Chrystus dokonał już w wieczerniku tego wydania, zniszczenia swojego Ciała i przelania za nas Krwi swojej Bogu na ofiarę, skoro przecież tak samo po wymówieniu słów konsekracji, jak przed ich wypowiedzeniem, siedział pełen życia z apostołami u stołu biesiadnego? Otóż na pozór w Chrystusie nic się nie zmieniło, tak jak i w chlebie i winie przezeń konsekrowanym. W rzeczywistości zaś chleb przestał być chlebem i przemienił się w Ciało Chrystusa, wino przestało być winem i przemieniło się w Jego Krew. Tym samym też, chociaż Chrystus słowami konsekracji nie pomnożył Swej istoty, to jednak pomnożył swoją obecność, swój sposób bytowania. Przed wymówieniem nad chlebem i winem słów konsekracji człowieczeństwo Jego istniało bowiem tylko na sposób wszystkim ludziom zwyczajny. Z chwilą konsekracji i przez konsekrację poczęło istnieć jeszcze sposobem nowym, sakramentalnym, pod postaciami chleba i wina. I to sprowadzenie przez Chrystusa swojego człowieczeństwa i zjednoczonego z człowieczeństwem Bóstwa w stan prawdziwego, duchowego pokarmu i napoju, było dla Niego moralnym zniszczeniem, unicestwieniem, uśmierceniem, a tym samem najrzeczywistszym ofiarowaniem, jest to równocześnie pierwsza na ziemi ofiara w całej pełni doskonała. Bo gdy we wszystkich dawniejszych ofiarach istota niższa, zwierzę, stawało dla przebłagania Boga w miejsce istoty wyższej, człowieka, to tu Istota wyższa, najwyższa, Człowiek-Bóg podstawia się za istotę niższą, za swoje stworzenie.
Ale jeśli Chrystus już w wieczerniku złożył prawdziwą ofiarę z Ciała i Krwi swojej na odpuszczenie grzechów ludzkości, to może ofiara Golgoty w ogóle już była zbyteczna, niepotrzebna? Nie wolno tego przypuszczać, bo jakże w takim razie ostałyby się słowa św. Pawła, że Chrystus przez krew krzyża pojednał, uspokoił wszystko, i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach (Kol 1, 20).
Trzeba nam wiedzieć i pamiętać, że ofiara wieczernikowa i ofiara krzyża ściśle łączą się ze sobą. Eucharystyczna liturgia wielkoczwartkowa odnosiła się do ofiary krzyżowej, jako jej próba, niekrwawe wyprzedzenie, przedstawienie i tworzyła z nią wewnętrznie, istotnie najściślejszą jedność. Sam Chrystus powiązał obie ofiary swoją intencją w nierozerwalną całość na zawsze.
Ta okoliczność, że ofiara wielkoczwartkowa tworzy z ofiarą Kalwarii wewnętrzną jedność, była też powodem, że łaciński tłumacz Pisma św., znanego pod imieniem Wulgaty, a za nim nasz ks. Wujek oddali greckie imiesłowy czasu teraźniejszego: „to jest ciało moje, dające się za was” – „to jest krew moja, wylewająca się za was” przez czas przyszły: „ciało, które będzie wydane, krew, która będzie wylana”. Przekłady owe nie wyrażają najbliższej myśli Zbawiciela, ale też nie są błędne. Nie przeczą one bowiem, że już w wieczerniku ciało Chrystusowe zostało mistycznie unicestwione, a krew mistycznie wylana na odpuszczenie grzechów, lecz tylko wysuwają na plan pierwszy ofiarę krzyża, z której eucharystyczna wzięła całą swoją moc i owocność.
Zbawiciel ustanowił sakramenty Pokuty, Bierzmowania, Ostatniego Namaszczenia, instytucję papiestwa dopiero po swoim zmartwychwstaniu. Dlaczego jeszcze przed swoją męką krzyżową ustanowił ofiarę eucharystyczną, w której Jego ciało uczestniczy już w pewnej mierze w przymiotach człowieczeństwa zmartwychwstałego, uwielbionego?
Miał Chrystus do tego powód szczególniejszy. Chciał mianowicie zanieść na krzyż nie sam tylko swój fizyczny, ludzki organizm, ale też i swoje ciało mistyczne, czyli wszystkich razem ludzi, aby w Nim i z Nim na Kalwarii stali się kapłanami i ofiarą. Na to zaś było potrzeba, żeby rodzina ludzka jeszcze przed Jego męką krzyżową weszła z ciałem, krwią, duszą swoją w skład ciała, krwi i duszy Bóstwa Jezusowego. To jednak mogło się dokonać i dokonało się rzeczywiście w eucharystycznym bankiecie wielkoczwartkowym, do którego apostołowie byli dopuszczeni jako przedstawiciele całej ludzkości. W uczcie tej bowiem Zbawiciel, Bóg-Człowiek, oddał się cały przyjmującym Komunię św. I nie oni przemienili Chrystusa w swoją istotę, ale Chrystus, wszedłszy z ciałem i krwią i duszą i Bóstwem swoim w ich jestestwa, podźwignął, podniósł je równocześnie do tak ścisłego z sobą zjednoczenia, iż ponad nim jest już tylko możliwe jedno jeszcze wyższe, tj. hipostatyczna, osobowa unia Boga-Człowieka.
Gdy Zbawiciel wymówił już nad chlebem i winem formułę przeistoczenia, dodał: „To czyńcie na moją pamiątkę… Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie” (Łk 22, 19; 1 Kor 11, 25-26).
Słowa te są niezmiernie ważne. Zawierają one akt fundacyjny Mszy wieczystej na ziemi. Nimi bowiem Chrystus przeniósł na apostołów i na ich następców urząd swój kapłański, a zarazem dał ścisły nakaz powtarzania, odnawiania eucharystycznej liturgii wieczernikowej dla wszystkich pokoleń ziemi, do czasu, kiedy On zjawi się na sąd ostateczny. Czy Chrystus przestał odtąd sam być kapłanem i pełnić urząd kapłański? Bynajmniej. Jak w społeczności katolickiej jedna jedyna tylko jest ofiara z Ciała i Krwi Zbawiciela, tak też i nadal tylko jeden jedyny w całej pełni słowa będzie kapłan do końca świata i na wieki wedle wzoru Melchizedeka – Jezus Chrystus. Kapłani, z ludzi wzięci, są tylko Jego zastępcami i narzędziami. Aby lepiej zrozumieć tę doniosłą prawdę, należy przypomnieć, iż za swojego ziemskiego życia Zbawiciel posługiwał się ciałem i duszą swoją ludzką jako narzędziem i jakby widzialnym sakramentem – gdy leczył chorych, gdy wskrzeszał Łazarza, gdy odpuszczał grzechy, gdy wymawiał nad chlebem i winem słowa: to jest ciało moje, to jest krew moja. Od tej chwili zaś apostołowie, biskupi, kapłani w zwyczajnym porządku rzeczy zastępować będą niewidzialne jego człowieczeństwo, użyczać mu swoich ust i rąk, aby On mógł wciąż w swoim Kościele chrzcić, bierzmować, odpuszczać grzechy, namaszczać umierających, błogosławić nowożeńców, konsekrować chleb i wino na ciało i krew swoją, a tym samym staną się dla Niego jakby żywym, widzialnym sakramentem wszystkich Jego łask.
Z tego wszystkiego co dotychczas powiedzieliśmy wypływa wniosek, że jeśli eucharystyczna liturgia wielkoczwartkowa była rzeczywistą ofiarą, jeśli apostołowie i ich następcy otrzymali umocowanie, ścisły nakaz i łaskę wymawiania słów konsekracji nad chlebem i winem, z równym jak i Chrystus skutkiem, to nasza Msza święta, w której kapłani w imieniu, w zastępstwie Chrystusa, jako żywe Jego sakramenty, czynią to samo i tak samo co On uczynił przy ostatniej wieczerzy, jest również w sobie najprawdziwszą ofiarą.
Wiemy, w czym mieści się istota Mszy św. Mianowicie szukać jej należy w podwójnej konsekracji, spełniającej się słowami ustanowienia, podobnie jak przy eucharystycznej liturgii wieczernikowej. Dotknęliśmy już także kwestii, jakim sposobem w przeistoczeniu chleba i wina w ciało i krew Jezusową odnaleźć można znamiona, składniki konieczne do wytworzenia prawdziwej ofiary, a więc nowe unicestwienie, nową immolację Chrystusa. Zaznaczyliśmy mianowicie, że choć słowa podwójnej, oddzielnej konsekracji nie rozdzielają w rzeczywistości krwi Chrystusa od Jego ciała, a tym samym realnie Go nie zabijają, to jednak wyzuwają one Jego organizm człowieczy z normalnych przymiotów zwyczajnej natury ludzkiej po to, żeby mu udzielić własności nowych – własności pokarmu i napoju. I ta dokonująca się przez konsekrację tajemna przemiana w organizmie Chrystusowym, w której On wprawdzie nie przestaje być Chrystusem, bo nie traci nic ze swej istoty, ale niemniej zostaje sprowadzony w rodzaj nowego bytu i w nową rolę pokarmu, jest do prawdziwej ofiary najzupełniej wystarczającym unicestwieniem, immolacją jego człowieczeństwa, bo najbardziej podobną, zbliżoną do rzeczywistej, fizycznej śmierci na krzyżu. Mniejszy już Bóg-Człowiek stać się nie może, niż wtedy, gdy staje się jakby kawałkiem chleba i jakby odrobiną wina, gdy wreszcie w Komunii pozwala się pozbawić nawet tego swojego bytu sakramentalnego.
Teraz, aby uzyskać możliwie dokładne i pełne rozumienie tej tajemnicy najtajniejszej, należy zastanowić się jeszcze nad jej przeznaczeniem i skutkami.
Wedle intencji Zbawiciela każda Msza św. ma być opowiadaniem i przypomnieniem Jego krwawej śmierci! Opowiadaniem, przypomnieniem komu? Przede wszystkim Trójcy Przenajświętszej. Uprzytomnia ona też rzeczywiście ofiarę krzyża, a tym samym nieskończony hołd, adorację, jaką Chrystus śmiercią swoją złożył Majestatowi Bożemu. I nie tylko Msza przypomina złożoną raz na Kalwarii adorację, ale też przedłuża ją w nowej formie, utrzymuje w permanencji, w ustawicznym trwaniu, bo jest ona nie tylko prostym okazaniem i niejako malowaniem ofiary krzyżowej, jak powiada Skarga, ale powtórzeniem, ofiarowaniem. Ani na chwilę ofiara eucharystyczna nie da się oderwać od ofiary krzyża, jak potok nie da się ani na moment wyobrazić bez swojego źródła. Za tym idzie zaś ta prawda niezmiernej wagi, że gdyby nawet wszystkie stworzenia od pierwszego do ostatniego opuściły wiarę w Ojca, który jest w niebiesiech i obowiązek adoracji Boga, to jednak Bóg, byle Mu choćby jedna Msza św. i choć jedna tylko Hostia konsekrowana na całej ziemi została, otrzymywałby z tej Mszy, z tej Hostii świętej, a więc z ziemi naszej adorację wynagradzającą te zapomnienia ludzkie nie tylko dostatecznie, ale nadobficie, chwałę zewnętrzną nieskończoną, bo pochodzącą ostatecznie od równego sobie Boga.
Msza święta uprzytomnia Majestatowi Boga i trzyma bez przerwy przed Jego obliczem także dziękczynienie, prośbę i zadośćuczynienie nieskończone, złożone przez Chrystusa, umierającego na Kalwarii. Jak w fonografie uwięziony jest głos, z wszystkimi jego właściwościami, a następnie za wprawieniem urządzenia w ruch odtwarza się i ponawia w dowolnej ilości razy, tak wtedy, gdy Msza święta odprawia się, z każdej Hostii konsekrowanej, więc ożywionej Przedwiecznym Słowem Ojca, idzie wciąż do Nieba echo dziękczynienia i błagalnego wołania, zaniesionego na krzyżu: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią.
Również każda Msza święta ma bezustannie przypominać z woli swego Fundatora krwawą Jego śmierć całej ludzkiej rodzinie. Opowiadać czyli utrzymywać pamięć jej wciąż żywą, świeżą. Rzecz to dziwna. Chociaż śmierć Boga-Człowieka jest zdarzeniem, nie mającym sobie równego i na wszystkie czasy najdonioślejszym, to przecież przestałoby ono po jakimś czasie wstrząsać ludzkością, gdyby nie było niczym więcej, jak jednorazowym aktem historycznym. Wiedział Psalmista, co mówi, kiedy naszą ziemię nazwał ziemią zapomnienia – terra oblivionis (Ps 88, 13). Jeszcze lepiej Chrystus znał tę słabość naszej natury i dlatego ustanowił Mszę św., w której odnawia swą mękę, aby wszystkie pokolenia ziemi mogły na nią patrzeć własnymi oczyma i prawie dotykać się własnymi rękami. Z tego też powodu słusznie można umieścić na naszych domkach eucharystycznych (tabernakulach) napis, który mnich średniowiecza umieścił na krzyżu kamiennym: stat crux, dum volvitur orbis – stoi krzyż mistyczny w Hostii konsekrowanej, gdy świat się obraca dookoła niego, dookoła Jezusa – Eucharystii.
Msza święta ma dla ludzkości jeszcze inne przeznaczenie, ważniejsze niż przypominanie męki Zbawiciela. Artykułem jest wiary, że przez śmierć swoją krzyżową Zbawiciel (aby znów użyć słów Skargi) przygotował głęboką studnię żywej zbawczej wody, skarbiec nieprzeliczony złota i nieprzebraną spiżarnię potraw wszelakich i cudowną lecznicę z maścią na wszystkie wrzody dusz. Z drugiej strony jest również pewnikiem, że chociaż ofiara krzyżowa te wszystkie dobra ludzkości przysposobiła, sama przez się jednostce jeszcze nic nie daje. Aby człowiek z zadośćuczynień i wysług śmierci Jezusowej w rzeczywistości dla siebie miał pożytek, musi je sobie przyswoić, zaaplikować, wprowadzić w swoją duszę. Otóż wiadrem, którym człowiek nabiera ze studni Chrystusowej tej wody żywej i asygnatą, przekazem do owego skarbca, do spiżarni, do Chrystusowego składu aptecznego na wydanie i pobranie swej cząstki dóbr, mienia, leków, jest właśnie Msza św. Gdyby w którymś dniu Mszy świętej zabrakło, zostałby odcięty ludzkości główny dopływ zadośćuczynień i łask ze źródeł ran Zbawicielowych, zamknięty dostęp do skarbca, do spiżarni, do lecznicy. Wyschłyby bowiem, a przynajmniej zubożałyby bardzo strumyki oczyszczające i zbawcze sakramentów świętych, które się stale zasilają wodami wielkiego kanału ofiary eucharystycznej, przynajmniej w zwyczajnym porządku rzeczy.
Gdy idzie o bliższe określenie, w jakim wymiarze Msza święta przydziela jednostce ludzkiej wysługi śmierci krzyżowej, musimy odpowiedzieć, że wiadomy jest on jedynie Bogu. W każdym razie mimo, że wartość każdej Mszy świętej jest w sobie nieskończona, dusza ludzka, za którą ona się odprawia, jako istota skończona, otrzymuje wysługi Chrystusa tylko w mierze ograniczonej, częściami, stosownie do woli Bożej i proporcjonalnie do swej jakby pojemności, czyli do swego przygotowania wewnętrznego. Przygotowaniem do odebrania łask jest ich pragnienie, duch pokuty i miłosnego zjednoczenia się z ofiarnikiem i żertwą ofiarną – Chrystusem.
Przejdźmy do niektórych szczegółowych pożytków Mszy świętej.
Ofiara Mszy świętej sprowadza do dusz ludzkich nie tylko wysługi Chrystusa, ale i jego samego. Ona przyrządza Go bowiem na Chleb Żywy dla każdego człowieka. W jakiej obfitości? Skąpo Bóg rozdzielił między ludzi dary geniuszu; oszczędnie rozmieścił w ziemi srebro, złoto; czasem zdaje się nam nawet żałować koniecznego chleba powszedniego do tego stopnia, iż tak zwana kwestia społeczna wciąż pozostaje krwawiącą raną ludzkości. Za to w porządku nadprzyrodzonym Bóg postąpił niemal rozrzutnie. Chleba Żywego, tego mienia najistotniejszego, nie ma pod dostatkiem tylko ten, kto go sam mieć nie chce. Tym samym Msza święta dostarczająca tego Żyjącego Chleba jest nie tylko ponowieniem, ale nawet uzupełnieniem ofiary krwawej. Bez niej ofiarna żertwa Boża nie zstąpiłaby jako podstawowy pokarm do naszej duszy, nie stałaby się nigdy osobistą własnością człowieka.
Inny pożytek ze Mszy świętej.
W liście do Kolosan, św. Paweł po stwierdzeniu, że Zbawiciel śmiercią krzyżową uczynił z nadwyżką zadość sprawiedliwości Bożej za grzechy świata i przeobfite wyjednał nam uświęcenie, pisze słowa dziwne, zawierające niemal moralne objawienie: „W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa” (Kol 1, 24). Jak to, czy są naprawdę braki w męce i śmierci Jezusowej?
Gdy cierpienia rozważamy w osobie Zbawiciela, rzecz jasna, że nic im nie brakuje do całości, doskonałości. Bo chociaż Chrystus cierpiał jedynie w swej naturze ludzkiej, to jednak Osoba Boża podlegała cierpieniu. O ile więc za punkt wyjścia bierzemy osobę Zbawiciela, Jego męka, cierpienie nie wymaga, nie dopuszcza nawet uzupełnienia. Ale Chrystus jest nie tylko istotą odosobnioną. Ustanowiony był On od początku świata „nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami” (Ef 1, 22.23). Między członkami ciała, a Głową tegoż ciała musi istnieć ścisły związek. Jeśli tedy Głowa była cierniem koronowana, także członki muszą krwawić, szarpane po kolei kłami zwierząt czy ludzi. Zrozumieli tę tajemnicą koniecznego w męce z Chrystusem zespołu apostołowie i Święci wszystkich czasów. Dlatego poczytywali sobie za szczęście i zaszczyt, że współcierpieniem swoim choć odrobinę mogą się przyczynić do odkupienia swojego i braci. A przede wszystkim z odnawiających się we Mszy św. co dzień ran Jezusowych brali cudowną moc do powtarzania za Chrystusem: „Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?” (J 18, 11), do mówienia wśród swych mąk: „Alleluja”.
Nie tylko cierpieniami życia mamy dodawać, czego nie dostaje męce Chrystusowej, ale także braki śmierci Zbawiciela uzupełniać naszą śmiercią. Dzieje się to zaś, gdy w naszym konaniu nie upatrujemy jedynie karnej egzekucji za bunt grzechu pierworodnego, lecz zjednoczeni z Chrystusem, składamy swoje i jego bóle i trwogi ku uwielbieniu Trójcy Przenajświętszej, na przebłaganie za winy nasze i całego świata.
Dusze wybrane umieją w tym uzupełnieniu niedostatków śmierci Jezusowej wznieść się jeszcze wyżej. Mam na myśli wielkoduszne sługi Boże, które dopraszają się o największą łaskę, żeby Bóg rychło raczył przeciąć pasmo ich żywota i przyjąć przedwczesną śmierć – ofiarą całopalną na wywyższenie Kościoła, dla nawrócenia błędnowierców, dla utrzymania i przedłużenia życia osobom potrzebniejszym społeczeństwu. Czy naprawdę takie dusze wielkie są na świecie? Oto kilka przykładów: Przed laty dusza zakonna życie swoje zaofiarowała na pomyślność Soboru watykańskiego. Bóg ofiarą przyjął. Gdzie indziej szlachetny młodzian, nie mogąc innymi środkami uzyskać swojej narzeczonej światła prawdziwej wiary, również młode swoje życie całopaleniem oddał w ręce Boże. I jego Pan wziął za słowo. Młodzieniec padł na łoże śmierci. Hostia, którą mu kapłan przyniósł na wiatyk, została przełamana. Połowę otrzymała narzeczona w pierwszej swojej Komunii świętej. Później ta sama konwertytka swoją śmiercią wyjednała uzdrowienie znakomitego kaznodziei. I u nas nie brak takich dusz bohaterskich – animae sublimiores. Wspomnę choćby, że gdy przed kilku laty rozeszła się w pewnym mieście wieść, że ręka skrytobójcza gotuje śmierć jednemu z kapłanów, siostry pewnego ścisłego zakonu zastawiły się kolejno strażą za niego. Tym razem Bóg ofiary nie przyjął; widocznie pogłoska była mylna.
Kto nauczył tak dostojnie umierać te czcigodne dusze? Kto w każdym pokoleniu wciąż nowe daje natchnienie i siły do zanoszenia takich błagań? Nikt inny, lecz ten Jezus, który sam z miłości ku Bogu i ku ludziom umiał przyspieszyć godzinę swego konania, który tak dobrze umarł na krzyżu i tę dobrą swoją śmierć we Mszy świętej bezustannie ponawia!
Na zakończenie kilka uwag praktycznych.
Msza święta, to przepowiedziana przez proroka Malachiasza ofiara czysta, która, w miejsce odrzuconych ofiar starozakonnych, poświęca się Bogu, na każdym miejscu między wszystkimi narodami od wschodu aż do zachodu słońca (Ml 1, 11). Ta nasza ofiara jest tak prosta i pokorna, że już prostsza i pokorniejsza być nie może. Trochę chleba, trochę wina i kilka słów ją składają. Ale właśnie w tej jej prostocie i pokorze człowiek wierzący odkrywa, odnajduje całą wielkość swojego Boga. Rzekł Pan na początku: niech się stanie, i stał się świat. Mówi nad chlebem: chlebie, ty jesteś ciało moje, i chleb staje się Jego ciałem. Jezus Chrystus odnawia przede wszystkim na uwielbienie Boga tę ubożuchną na pozór ofiarę, kryjącą w sobie jednak całe bogactwo nieba. Postanowił zaś składać ją nie sam, lecz w zjednoczeniu z całą rodziną ludzką. Zrozumiejmy miłość i pragnienie Serca Jezusowego! Spieszmy na Mszę przynajmniej w niedziele i święta osobiście, a w duchu co dzień i to, nie dla zwyczaju tylko i nie jak na schadzkę towarzyską, ale przejęci do głębi myślą, że mamy być współofiarnikami Najświętszej Ofiary. Wedle życzenia naszego Boskiego arcykapłana, spieszmy też być razem z Nim współofiarą. Dołączajmy więc do Jego ciała, krwi, serca, duszy, nasze ciała, naszą krew, nasze serca, nasze dusze, nasze całe jestestwo na znak najwyższego nad nami zwierzchnictwa Boga, na wyznanie, żeśmy dziełem rąk Jego, że od Niego wszystko mamy, na jego gruncie siedzimy, Jego czeladką i poddanymi jesteśmy.
W ofierze eucharystycznej rodzina Jezusowa posiada bogactwo tym cenniejsze, że nikt nie jest w stanie go odebrać. Prześladowanie może odebrać nam srebrne i złote naczynia, w których Kościół przechowuje Syna Bożego, ale Jego samego wydrzeć nam żaden nieprzyjaciel nie ma siły. Trochę chleba, trochę wina potrzebnego do ofiary, zawsze Kościół u siebie znajdzie. Spieszmy bogactwo to nasze z Jezusem ofiarować Trójcy Przenajświętszej także na dziękczynienie.
Idźmy na Mszę świętą w naszym interesie. Na Kalwarii był wzniesiony ołtarz dla całego świata. Na nim we krwi Syna Bożego obwołana została amnestia powszechna i powszechny pokój. Ale jednostka ludzka prócz możności przejednania Boga i prócz możności swego uświęcenia nic tam więcej nie zyskała. Za to we Mszy św. ołtarz jest wzniesiony dla każdej duszy z osobna. Tu Baranek Boży jest zabijany mistycznie za każdego z nas oddzielnie. Tu dokonuje się rekoncyliacja z Bogiem każdego z nas. Spieszmy tedy jak najczęściej i co dzień do tego ołtarza naszego, do otwartych we Mszy ran Zbawiciela. Płynącą z nich krew jego składajmy razem z Nim na uproszenie nowych łask, na przebłaganie, na zadośćuczynienie Trójcy Przenajświętszej za nasze winy, za grzechy rodzin, kraju, narodu, całej ludzkości.
We Mszy świętej konsekruje się dla każdego z nas jego własna Hostia. Idźmy na Mszę po tę naszą Hostię, przyjąć ją w duszę niby w misę jaspisową, w Gral święty na coraz obfitszy, pełniejszy rozwój życia Bożego w nas.
We Mszy kapłani konsekrują Chleb żywy nie tylko na potrzeby chwili obecnej, ale też na zapas. Ten zapasowy Chleb przechowuje się w przybytku eucharystycznym niby w grobie. Ponieważ ten Chleb jest Bogiem, należy się Mu nieustanna straż honorowa, adoracja. Spieszmy uczcić Go przy Mszy świętej; spieszmy czuwać przy Nim także poza Mszą świętą. Stróżujmy, czuwajmy przy domku eucharystycznym (tabernakulum) z wiernością przynajmniej nie mniejszą od owej, z jaką krzyżowcy stróżowali, czuwali u próżnego grobu jerozolimskiego.
We Mszy świętej Chrystus co dzień wznawia przykład swej pracy, trudów, cierpień, miłosnego poświęcenia się dla chwały Boga, dla zbawienia ludzi. Spieszmy do tej szkoły wielkoduszności i wszelakich cnót. Spieszmy tam, byśmy nauczyli się cierpieniami, trudami naszymi uzupełniać to, czego nie dostaje męce, śmierci Jezusowej. Żyć i umierać na uwielbienie Boga i dla dobra braci, a ostatecznie przemienić się w zjednoczeniu z Jezusem-Hostią w żywą, świętą Hostię, w Eucharystię miłą Bogu teraz i na wieczność.
Wolno drukować. Poznań, 24 stycznia 1913 r. Oficjał i Wikariusz Generalny ks. Dalbor.
składam najserdeczniejsze życzenia pogodnych, zdrowych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Posiadania niespożytych sił w walce ze Światem, Kłamstwem i ciała namiętnościami. Otrzymania obfitych darów, łask i błogosławieństwa od narodzonego Dzieciątka Jezus na cały nadchodzący Rok Pański 2023.
Zbawiciel nam się narodził!Moc truchleje!
Każdemu Tradycyjnemu Księdzu Kościoła Rzymsko-Katolickiego, aktywna część Społeczenstwa Polak-Ortodoks życzy posiadania nadprzyrodzonych sił, Darów Ducha Świętego, łask od Nowonarodzonego Dzieciątka Jezus niezbędnych w walce ku chwale Trójcy Świętej oraz naszemu pożytkowi.
Drodzy Święci Księża Tradycji Rzymsko-Katolickiej, którzy stoicie w hierarchii wyżej od Aniołów,nasze Życie Duchowe, a i te na ziemi, jest w Waszych rękach. Nigdy się nie poddawajcie, walczcie o Życiodajną dla Nas Świętą Tradycję, która atakowana jest z szatanską siłą przez masonerię od czasów ostatniego Watykańskiego Soboru. My jestesmy z Wami poprzez i w Chrystusie, ale i fizycznie z Wami jesteśmy poprzez nasze wspólne działania, wspólne wysiłki. Prowadźcie nas do zwycięstwa, do Raju!
Zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia i do Siego, zwycięskiego 2023 Roku.
W imieniu wielonarodowościowego białoruskiego narodu przesyłam Polakom serdeczne gratulacje z okazji Święta Niepodległości.
W dzisiejszych bardzo trudnych i kontrowersyjnych czasach staje się szczególnie oczywiste to, jak ważne są dbanie o niepodległość i samodzielność własnego kraju, zachowanie pokoju, wzmocnienie chrześcijańskich wartości i wzajemnej otwartości.
Białoruś dąży do harmonijnego rozwoju dwustronnych kontaktów, demonstruje gotowość do budowania mostów przyjaźni, a nie wznoszenia murów z drutem kolczastym. Nasza geograficzna bliskość nie może i nie powinna przekształcać się w narzędzie szantażu czy zagrożenia.
W tym roku odpowiedzialnie i świadomie wprowadziliśmy ruch bezwizowy dla obywateli Polski, nadając tym samym naszemu dobrosąsiedztwu jakościowo nową wartość.
Niestety, za rażące błędy niecnych polskich polityków dziś muszą płacić cenę obywatele waszego kraju. Sztucznie stworzone fałszywe obrazy Białorusi i Rosji jako wrogów doprowadziły do pogorszenia poziomu życia wszystkich Europejczyków, zrujnowały zaufanie w stosunkach międzynarodowych i zmusiły do cierpień miliony ludzi.
Mam nadzieję, że mieszkający za Bugiem to zrozumieją i dokonają właściwego wyboru w mającej się odbyć kampanii politycznej.
Chciałbym korzystając z okazji jeszcze raz podkreślić: nigdy ze strony duchowo i kulturowo bardzo bliskich wam Białorusinów nie było zagrożenia.
Jak słusznie zauważył polski klasyk, Białoruś nigdy nikogo nie rabowała ani nie mordowała, miała dla gości szacunek, a do oddania nawet ostatnią kromkę żytniego chleba. Słowa te są wciąż aktualne.
Mam nadzieję, że otwarta postawa Białorusinów do nawiązania konstruktywnych stosunków z Polakami na zasadach partnerstwa, zaufania i wzajemnego szacunku spotka się wkrótce ze zwrotną przychylną odpowiedzią.
Wszystkim obywatelom Polski przesyłam serdeczne życzenia spokojnego nieba, solidarności oraz samodzielnego wyboru swojego losu i przyszłości.
Starcie cywilizacji żydowskiej panującej na zachodzie …. Europy z chrzescijańską – admin :
Specjalna Operacja Wojskowa (SOW), poza wszystkim innym, oznacza bezpośrednie starcie Rosji z Zachodem, jako dwóch cywilizacji.
Nie chodzi tu tylko o ostry konflikt między państwami i ich interesami narodowymi. Taki konflikt możliwy jest nawet w przypadku, gdy uczestniczące w nim kraje mają podobne, a nawet identyczne systemy wartości. Tymczasem konflikt na Ukrainie to coś znacznie więcej.
Liberalizm – totalitarny i wszechobecny
Co godzinę, a wręcz co sekundę, przypomina się nam podstawowe zasady współczesnej cywilizacji zachodniej.
Liberalizm przestał być jedynie ideologią i dąży do tego, by przeniknąć do wszechrzeczy, przedmiotów, technologii, procesów, samej materii. To dlatego liberałowie nie lubią, gdy mówi im się, że liberalizm jest ideologią. W ich przekonaniu to tymczasem nie jest ideologia, lecz środowisko naturalne, coś zrozumiałego samo przez się, świat taki, jaki jest.
Synonimem „rozwoju” i „postępu” stał się dla nich indywidualizm, polityka gender, feminizm, LGBT+, cancel culture, sztuczna inteligencja i osobliwość technologiczna. Nawet na Zachodzie ktokolwiek, kto ośmiela się wyrazić jakikolwiek sprzeciw wobec tych wartości, od razu pada ofiarą nagonki, ostracyzmu, bezpośrednich represji. Zaś krytyka z zewnątrz wywołuje prawdziwą wściekłość.
Każda ideologia totalitarna w apogeum swego rozwoju próbuje dać do zrozumienia, że nie jest wcale ideologią, opisem rzeczywistości, zawsze przecież spornym i dopuszczającym krytykę; lecz sama jest rzeczywistością. Współczesny Zachód właśnie taki jest: uznał on swoje wartości za ogólnoludzkie i zmusza wszystkich do uznawania tego za oczywisty fakt.
Nieuświadomiona wojna cywilizacji
I tak naprawdę właśnie przeciwko tej tezie o uniwersalizmie cywilizacji zachodniej wystąpiła dziś Rosja. Tak, jak robiła to za carów i słowianofilów, za komunistów i eurazjatów.
Być może podczas przygotowań do SOW i w momencie jej rozpoczęcia konflikt cywilizacji nie był zbytnio brany pod uwagę, ani jakoś specjalnie planowany.
W centrum uwagi były wtedy ewidentnie innego rodzaju problemy i priorytety. Wyszło jednak tak, że Rosja faktycznie przystąpiła do wojny cywilizacji, a przeciwko niej wystąpił dość zjednoczony, skoncentrowany wokół Zachodu, liberalny sojusz cywilizacyjny.
Zaś narody i państwa, które próbowały zająć stanowisko co najmniej neutralne, dostrzegły ten wymiar cywilizacyjny jeszcze wyraźniej i bardziej jaskrawo. Dla nich bezpośrednie cele strategiczne Rosji na Ukrainie odgrywają rolę drugorzędną. Natomiast rozpoczętą właśnie wojnę kultur obserwują z ożywionym i ciągle rosnącym zainteresowaniem.
Dlatego, chcąc tego, czy nie chcąc, Rosja zmuszona jest do udziału w ostrym i radykalnym starciu cywilizacji. Trwa już ono w najlepsze i w przyszłości będzie się tylko zaostrzało. W obliczu tej wojny cywilizacyjnej nawet wiadomości z frontów wydają się czymś drugorzędnym. Tam musimy jedynie wygrać. Nie mamy innego wyjścia. Jednak nasze zwycięstwo konieczne jest również na innym poziomie (nie tylko militarnym) – będzie to zwycięstwo w bitwie idei, w starciu ideologii.
Rosja – Zachód: ostateczne zerwanie
Jedna z tych ideologii – ta zachodnia, liberalna – jest oczywista. A co przeciwstawiamy jej my?
Ostatnie słowo ma, oczywiście, Najwyższy Zwierzchnik Sił Zbrojnych.
To wyłącznie od niego zależy to, na jakich głównych ścianach nośnych będzie się ta ideologia opierać. Trudno przypuszczać, by na ten proces ktoś mógł jakoś wpłynąć. Ale jest całkiem jasne, że odrzucenie Zachodu oznacza nieuchronne przejście do patriotyzmu, ideologii państwowej, Idei Rosyjskiej. Nie odrzucać Zachodu już nie możemy – on sam nas odrzucił, i to całkowicie.
Nasza ideologia, w taki, czy inny sposób, będzie ideologią rosyjską, podobnie jak nasza cywilizacja.
Wirus liberalizmu w Rosji
Najważniejszy będzie kolejny etap. Przecież w istniejącym systemie sprawowania władzy państwowej w ogóle nie przewidziano miejsca dla ideologii. Nie przeszkadzało to liberałom w ustanawianiu swoich zasad i praw w Rosji na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Robili to jednak poprzez przedmioty, procesy i praktyki, a nie za pomocą bezpośredniego wychowania ideologicznego.
Wraz z zapożyczaniem wszystkiego, co się tylko dało – od formatu programu telewizyjnego do systemu oświaty i najdrobniejszych gadżetów – od współczesnego Zachodu, ideologia liberalna przenikała do Rosji. Naszpikowane nią są sieci, wyszukiwarki, serwisy społecznościowe, modne marki, co wyraźnie widoczne stało się wraz z SOW.
Dopiero teraz wszyscy przekonali się naocznie, że liberalizm już dawno nauczył się wykorzystywać nowe kanały implementacji – wirusowe, przenikające wszystko.
Partie i ruchy otwarcie liberalne mają w tej strategii minimalne znaczenie. Ważniejsze jest coś innego: liberałowie przejęli epistemy w kulturze, nauce, edukacji, technologiach i, oczywiście, w gospodarce. Stworzyli swój ekosystem. Udało im się w ten sposób bez problemu obejść zakaz istnienia ideologii państwowej. Na dodatek rządzące w Rosji liberalne elity, zasłaniając się „modernizacją” i „rozwojem”, wykorzystały konstytucyjny zakaz takiej ideologii przeciwko swoim adwersarzom i na własną korzyść.
Program „liberalizm minus”
A teraz liberalizm ujawnił całe swoje sieci, obnażył swoją destrukcyjną, wrogą Rosji naturę.
Oznacza to, że wprowadzanie w życie cywilizacji rosyjskiej należy rozpocząć od systemowego wyzwolenia się od liberalizmu. Rozpoczęcie programu „liberalizm minus” niezbędne jest choćby po to, by przygotować teren pod ideologiczną budowę, niezbędną dla Rosji, która zdecydowała się na status kompletnej i samodzielnej cywilizacji. Liberalizm trzeba usunąć przynajmniej z czołowych pozycji w głównych obszarach życia społecznego; jest on przecież niczym innym, jak piątą kolumną, rezydenturą ideologicznego przeciwnika.
Filozoficzny dialog
Uważam, że zacząć trzeba z góry, od rzeczy najważniejszych. Czyli z filozofii i istniejących instytucji filozoficznych. Powinno się je niezwłocznie przekształcić w awangardowe laboratoria zajmujące się badaniem i określeniem rosyjskiego logos. Trudno znaleźć cenzuralne wyrażenia, żeby opisać, czym zajmują się one obecnie. Ale to bez znaczenia. Trzeba spoglądać w przyszłość. Historia wymaga od nas, by węzły znaczeniowe rosyjskiej cywilizacji eurazjatyckiej, na nowo określić i sformułować właśnie w kręgach filozoficznych.
Filozofia to delikatny teren. Trzeba głęboko zanurzać się w wielkich systemach myśli Zachodu i Wschodu, w głębinach Starożytności i wznosić się na wyżyny teologii, rozmyślać o bycie i materii, o korzeniach człowieka i pochodzeniu świata.
Rosja jest samodzielnym podmiotem dziejów, ale historia nie toczy się w próżni. Dlatego na każdym etapie ważny jest dialog kultur. Chodzi nie o zamknięcie się, lecz o wzmocnienie własnej tożsamości, a to możliwe jest wyłącznie poprzez dialog z Inną, bogatą w treści i wzbogacającą refleksją.
Instytut Filozofii
Nie ma tu miejsca dla technologii; rządzić powinny idee oraz ci, którzy zdolni są do ich zrozumienia i wyrażania, którzy chcą żyć pośród nich.
Potrzebujemy rosyjskiego Instytutu Filozofii albo Instytutu Filozofii Rosyjskiej. Nie chodzi o nazwę, lecz o treść. Skąd bowiem, jeśli nie z filozofii czerpać podstawowe założenia ideologii odzwierciedlającej wyjątkowość naszej cywilizacji, szczególnie w chwili jej ostrego starcia z cywilizacją wrogą, liberalną, zachodnią?
Następnie założenia filozoficzne powinny objąć obszar polityki, oświaty, kultury, nauki, mediów itd., włącznie z designem, stylem i modą. Wszystko to będzie jednak możliwe pod warunkiem, że w sposób wyraźny i jednoznaczny sformułowany zostanie kod cywilizacyjny.
Bez ideologii nie da się zwyciężyć
I im dokładniej zostanie wyeliminowany liberalizm, w ramach totalnej operacji „liberalizm minus”, tym większa nadzieja na to, że taka ideologizacja Rosji przebiegnie sprawnie, konsekwentnie i skutecznie.
Moim zdaniem, kroki te są nieuniknione. Można je opóźniać na nieokreślony czas, lecz narzucają się same. I lepiej podjąć je wcześniej, niż później.
Nie mając ideologii, nie tylko nie sposób zwyciężyć w wojnie ideologicznej, lecz nie można jej poważnie prowadzić. I nie chodzi tu tylko o kampanie informacyjne i dezinformacyjne.
Odpowiedź na fanatyczną ideologię Zachodu
Zachód frontalnie atakuje Rosję, na wszystkich poziomach i obszarach. Robi to w sposób systemowy i zorganizowany. Owszem, widzimy, że on sam również ponosi poważne straty. Ale to tylko dowód na to, jak ważna jest dla niego ideologia.
Zachód walczy o swoje (anty)wartości bardzo radykalnie. I gotów jest do podjęcia wysokiego ryzyka. Na przykład, jego bardzo wyrozumiała i generalnie niemalże akceptująca reakcja na ostrzały Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej przez ukraińskich nazistów mówi sama za siebie.
Mamy do czynienia z ideologią, do tego fanatyczną. W ideologii tej odgrywamy rolę „absolutnego zła”. To bardzo poważna sprawa. I wymaga symetrycznej odpowiedzi.
Dlatego nie obejdziemy się bez ideologii. I w ślad za pierwszym krokiem trzeba uczynić drugi – rzucić się do pracy w kierunku ustanowienia kompletnej Filozofii Rosyjskiej.
Chciałem wychować córkę tak, jak widzę ideał człowieka. Przede wszystkim wiara: całe dzieciństwo spędziła na obozach prawosławnych, chodziła do kościoła. I to jest ważne, ale chciałem też, żeby była inteligentną prawosławną osobą, więc jej matka i ja poradziliśmy jej, żeby została filozofem. I stała się jednym.
Nie wiem, czy jej filozofia jest głęboka. Ale próbowała iść w tym kierunku. Teraz może ujawni rzeczy, których nie widzieliśmy, których nie zauważyliśmy.
Od dzieciństwa jej pierwszymi słowami, których oczywiście jej nauczyliśmy, były „Rosja”, „nasza potęga”, „nasz naród”, „nasze imperium”. I to właśnie uczyniło ją tak idealną. Dzięki trudnym próbom stała się znacznie lepszą osobą niż my.
W naszej rodzinie było tak zawsze, od początku ustalone: musisz stać się lepszy, musisz stać się lepszy, musisz stać się odważniejszy, musisz stać się mądrzejszy, musisz stać się doskonalszy. Nie chwaliliśmy jej i cierpiała. Mówiliśmy: to wada, bądź lepsza, bądź lepszym człowiekiem. A może poszliśmy za daleko.
Naprawdę się nie bała. A kiedy ostatni raz rozmawialiśmy na Festiwalu Tradycji, powiedziała do mnie: „Tato, czuję się jak wojownik, czuję się jak bohater, chcę być taka, nie chcę żadnego innego przeznaczenia, chcę być z moim ludem, z moim krajem, chcę być po stronie siły światła, to jest najważniejsza rzecz.”
Podczas mojej ostatniej konferencji z wami powiedziałem wam, że historia jest walką między światłem a ciemnością, między Bogiem a jego przeciwnikiem. A nasza sytuacja polityczna, nasza wojna na Ukrainie, ale nie z Ukrainą, również jest częścią tej wojny. Światła i ciemności. Ni mniej, ni więcej. A kiedy wychodziliśmy, na minutę przed jej śmiercią, która miała miejsce na moich oczach, leciała piosenka Akima Apaczewa „W Azowstalu pogrzebali demony”. Chciała ją usłyszeć, ale poszliśmy wcześniej. Nic by się nie zmieniło.
Jej życie – to uderza – było znaczące, trudne, mimo że jest prawie młodą dziewczyną, że nie miała nawet trzydziestu lat, że odeszła, ale poszła wzdłuż linii tej logiki, która stała się jej logiką. Jestem bardzo wdzięczny i wzruszony: nie sądziłem, że jest znana i tak traktowana.
Była tym, kim była. Ile w naszym życiu jest dwulicowości, ile tchórzostwa, a ona taka nie była, była uczciwa, tak została wychowana, a jej droga jest nieprawdopodobnym argumentem, najbardziej przerażającym, może potwornym, rozdzierającym serce argumentem, że ona miała rację. Że to była pisana jej droga. W ten sposób nie chciałaby innego losu, innego życia.
Kochała sławę, której jej brakowało, była niedoceniana. A teraz, kiedy Prezydent przyznał jej Order Odwagi, słyszę, jaka jest szczęśliwa, jak mówi: „Widzisz, Tato, jaka jestem dobra, a Ty tak powiedziałeś”. Kochać sławę za jej dobre strony: co w niej złego, jeśli jest świetlista? Nie dla jej drugiej strony. Jeśli składasz się na ołtarzu swojego kraju, swojej wiary, swojej prawdy, co w tym złego, jeśli przypisuje ci się zasługę, to dobrze.
Przepraszam, nie mogę mówić, jestem po prostu wam bardzo wdzięczny, jestem wdzięczny wszystkim, wszystkim naszym ludziom, nie wiedziałem, że może tak być i wszystkim, którzy przyszli, i wszystkim, którzy odpowiedzieli, wszystkim, którzy pisali. Okazało się, że nie wiem, kto jest najbliższą osobą i najbliższym przyjacielem spośród innych.
Przepraszam, chyba ostatnie, co chcę powiedzieć, to to, że dla niej życie miało sens, sens był dla niej najważniejszy, żyła zgodnie z tym sensem. Gdyby jej tragiczna śmierć, jej osobowość, jej integralność wpłynęły na kogokolwiek, miałaby tylko jedno życzenie: nie pamiętaj o mnie, nie wychwalaj mnie, tylko walcz o nasz wielki kraj, broń naszej wiary, naszego świętego prawosławia, kochaj naszych rosyjskich ludzi, bo zginęła za lud, zginęła za Rosję na froncie, a front jest tutaj. Nie tylko tam, ale także tutaj, w każdym z nas.
Najwyższa cena, jaką musimy zapłacić, może być uzasadniona jedynie wynikiem końcowym, zwycięstwem. Żyła w czasie zwycięstwa i umarła w czasie zwycięstwa. Naszego rosyjskiego zwycięstwa, naszej prawdy, naszego prawosławia, naszego kraju, naszej potęgi.
Skojarzenie zamachu na Darię Dugin-Płatonową z zamordowaniem Bohdana Piaseckiego jest samonarzucające się dla każdego świadomego Polaka. Ukaranie ojca przez śmierć dziecka, dziedzica ma charakter biblijnej, wręcz rytualnej pomsty, okrutniejszej nawet niż ugodzenie bezpośrednio w rodzica.
A jednak można wątpić, by był to jedyny zamiar zamachowców. Daria miała wszelkie dane, by być celem właściwym. To nie była tylko (?) „córka Dugina”, tylko jeden z najwybitniejszych umysłów Słowiańszczyzny, osoba dysponująca ogromnym potencjałem, znacznie wykraczającym poza historyczne dziedzictwo Aleksandra Dugina i eurazjatyckie, zacne, ale przecież getto.
Samodzielna osobowość
Zgadywanie sprawców nie ma dziś większego sensu, zresztą nawet wykonanie wyroku na tych bezpośrednio podkładających bombę nie musi wcale doprowadzić do wskazania zleceniodawców. To, co wiemy jednak na pewno, to fakt, że Daria była traktowana jako realne zagrożenie przez mocarstwa anglosaskie. I jeśli komukolwiek stwierdzenie takie mogłoby się wydawać na wyrost, to tylko do nocy z 20 na 21 sierpnia 2022 roku.
Gdy przesłuchiwały mnie brytyjskie służby bezpieczeństwa, moje kontakty i współpraca z Darią interesowały funkcjonariuszy znacznie bardziej niż spotkania z jej ojcem.
Dorobek Aleksandra Dugina, myśl eurazjatycka, Czwarta Teoria Polityczna – to wszystko bez wątpienia ma ponadczasową wartość. Ale to Daria budowała realne platformy międzynarodowej kooperacji i wymiany myśli, wspierała odrodzenie tureckiej myśli narodowej, pomagała Mołdawii, a szczególnie na miejscu czuła się w swojej ulubionej Francji, gdzie umiała odnaleźć ślady jej dawnej chwały i… rozsądku.
Sama też była rozsądna, praktyczna, uczciwa i szczera do bólu. Dziś bólu jej najbliższych. Bo też niemal nikt z wypowiadających się, komentujących, snujących teorie, wygłaszających sentencje, a zwłaszcza wyrażających radość nie pamięta, że była to nie tylko córka, ale i żona. Człowiek, nie byt polityczny.
Bohaterowie doczekają się pomników
Nota bene, człowiek wybitny. Daria swój doktorat o platonizmie obroniła w wieku 23 lat. Jej własne pisma i wystąpienia stanowią odrębną całość, twórczo czerpiąc nie tylko z myśli Aleksandra Dugina, ale z całej humanistycznej tradycji Europy i Azji. To też zostanie zapamiętane, tak jak było zauważone i docenione. Także zapewne w ten, jakże ostateczny sposób…
Trwa wojna. Nikt zatem nie oczekuje współczucia, zwłaszcza nie od wrogów, a tym bardziej nie od głupców. Daria zginęła na polu chwały, walcząc myślą, mową i całym swoim życiem. Nie ma sensu niczego dziś obiecywać, odgrażać się, deklarować. Wojna zostanie wygrana, bohaterom i ofiarom postawione zostaną pomniki, myśl zostanie dla zdolnych, by ją zrozumieć.
A za Darię Aleksandrowną się pomódlmy. Dla Niej Carstwo Niebieskie.
“Akcja Wisła” to była wyrafinowanie szkodliwa dla Polski i Narodu Polskiego decyzja Trockistów. Próba obrony “Akcji Wisła” z perspektywy dobra Narodu Polskiego nie zdaje egzaminu czasu. Z jego perspektywy widać wyraźnie, że owoce akcji są złe dla Polaków a dobre dla ….. Te doraźnie widoczne dobre w tamtych “Akcji” czasach musiały być li tylko wyłącznie aktem spektakularnym sztucznym, obliczonym na większą zbrodnię w przyszłości.
*
Nie ma Narodu Ukrainskiego i nigdy nie bedzie. Jest Narod Rusinski, Ruski, Rosyjski, Polski, Wegierski…. Nie ma i nigdy nie bedzie Narodu Ukrainskiego. Kto chce zyc iluzja, klamstwem, ten bedzie uwazal sie za Ukrainca, tak jak kobieta … w pewnym czasie i pod pewnym wplywem… bedzie uwazac sie za mezczyzne, czy dziecko…, ze jest krolikiem. Choroba umyslu zdalnie sterowana zydowskimi sztuczkami – dzis Modernizmem i jego odmianami: kominizmem, nazizmem, demokracja liberalna, pluralizmem politycznym tak promowanym nam przez Zyda Kwasniewskiego.
Historia Wolynia, by zrozumiec te Historie wystarczy uwaznie przypatrywac sie dzisiejszym dzialaniom Zachodu, Aglo-Saskiego Zachodu, na czele ktorego stoja Syjonisci, kiedys zapewne zwani nieco inaczej, ale to ta sama grupa ludzi i ideologii opartej na Talmudzie, Hagadzie i wielu innych fiolozofiach tej cywilizacji, ktora ma wielosc ich jak smok glow.
Po uwaznej analizie zrozumiemy, ze etos Rusinskiego Narodu, ktory jest i bedzie na zawsze Etosem Polskim, zostal przekierowany tymi filozofiami na sztuczna glebe sztucznego Ukrainskiego Narodu, ktory przez Masonerie byl budowany od conajmniej stu lat a baza pod te sztucznosc od wielu stuleci poczawszy od Rewolucji Chmielnickiego, zwanej “Powstaniem”. Tak jak “Powstania” Styczniowe, Listowadowe, Kosciuszki, czy Warszawskie az po Ruch Solidarnosciowy w PRL siegajac po Pomaranczowa Rewolucje na Ukranie. Zrodlo tych “Powstan” jest to samo – Zydo-Masoneria – tacy Michnicy, Kuronie, Mazowieccy… Krzywonosi….
Chmielnicki to taki “Walesa”…
To wsztsko po to by zdepolaryzowac Narody Rosyjski czy Polski. Narody, ktore powstaly na Prawie Naturalnym, prawdziwe Narody.
Pierwszy projekt żydowskiej okupacji Polski z ramienia niemieckiego zaborcy.
Wrzesień 1914 – Organizacja Żydów niemieckich, tzw. Niemiecki Komitet Ocalenia Żydów Rosyjskich, proponuje władzom niemieckim utworzenie tzw. „Judeopolonii”. Miała ona powstać na terenie ziem polskich zaboru rosyjskiego, a nadzór nad Polakami, z ramienia Niemiec, mieli objąć Żydzi. Projekt ten powstał zresztą dużo wcześniej. Wykrojenie państwa żydowskiego z ziem polskich postulował min. Jakub Frank już w XVIII w. A to, z kolei, fragment „Okólnika kierowników politycznych kół żydowskich z XI 1898 r. do żydów polskich”, przytoczony w książce S. Wysockiego „Żydzi w dziejach Polski”:
„Bracia i współwyznawcy! Trzeba aby kraj został naszym królestwem (…). Starajcie się po trochu usunąć Polaków ze wszystkich ważniejszych stanowisk i skupić w naszych rękach wszystkie nici władzy społecznej. Wszystko, co do chrześcijan należy, powinno stać się naszą własnością, związek izraelski dostarczy wam potrzebnych do tego środków. Dla doprowadzenia do skutku planu wyrwania stanowczo Galicji chrześcijanom, wszyscy nasi wielcy bogaci zapisali się na znaczne sumy. Da baron Hirsch, dadzą Rotszyldzi, Bleichredowie i Mendelsonowie i inni dadzą (…).”
“…Dla doprowadzenia do skutku planu wyrwania stanowczo Galicji chrześcijanom, wszyscy nasi wielcy bogaci zapisali się na znaczne sumy...”, a wiec projekt “UKRAINA” to zydowsko – Anglo-Saski projekt.
Galicja/Lwow, to kiedys miejsce Kosciola polskiego w rycie Grekokatolickim – Unickiego, ktory zostal przejety przez masonerie, zydow w XIX wieku i na bazie tego przejecia podczas lat rozbiorowych, kuta tam byla ideologia nowego , sztucznego narodu w tym, poprzez bastialska rabacje galicyjska inspirywana przez wlasnie tam masonerie.
Popatrzmy na przejecie Rzymskiego Kosciola w Polsce po 1945 roku. To samo mialo miejsce daleko wczesniej w Galicji. Wiara zostala podmieniona i tu i tam, a wierni uzyci tam jako Ukraincy a w PRL jako Poliniacy. Jedni i drudzy sluza Zydo-Masonerii, Syjonizmowi poprzez wlasnie “zydowska formacje”.
Zauwazmy, ze Galicja jest zrodlem Nazizmu Ukrainskiego, ktorego ideologia jest zywcem przepisana z filozofii zydowskiej skrajnie nazistowskiej przeciez.
Ukraina wiec jest rownoznaczna ze slowem = Izrael . Jest takim przejsciowym slowem/ideologia Syjonistycznego Izraela , klinem, ktory ma oczyscic pole dla Zydow i ich doktryn.
Tam ludzie , Rusini …Kresowiacy… sa oszukani, uzyci, oszukiwani i uzywani.
Nie ma Narodu Ukrainskiego i nigdy nie bedzie. Jest Narod Rusinski, Ruski, Rosyjski, Polski, Wegierski…. Nie ma i nigdy nie bedzie Narodu Ukrainskiego. Kto chce zyc iluzja, klamstwem, ten bedzie uwazal sie za Ukrainca, tak jak kobieta … w pewnym czasie i pod pewnym wplywem… bedzie uwazac sie za mezczyzne, czy dziecko…, ze jest krolikiem. Choroba umyslu zdalnie sterowana zydowskimi sztuczkami – dzis Modernizmem i jego odmianami: kominizmem, nazizmem, demokracja liberalna, pluralizmem politycznym tak promowanym nam przez Zyda Kwasniewskiego.
Za nich, oszukanych, mozemy tylko sie modlic, by zrozumieli, ze ludzie na Ukranie zostali oszukani przez Anglo-Saska Hydre, Pruska Hydre, Zydowska Hydre. Modlic sie, by odnalezli Boga i wlasna przeszlosc, wlasna rodzine, wlasne korzenie, ktore albo beda siegac Rosji, albo Polski. Korzenie, ktore Polski i Rosyjski Narod wspoltworzyly poprzez Swieta Rus Kijowska. Rus Kijowska, ktora umierajac wydala owoce w Polsce i Rosji – Krolestwach. Przeszlosci nie mozna wskrzesic… To domena Pana Boga.
Ukraina jest owocem KLAMSTWA – “Kresy sie polonizowaly”. Prawda jest taka, ze to KRESY budowaly Polskosc. Kresy nigdy sie nie polonizowaly, nidy nie przyjmowaly Polskiej Kultury a ja budowaly, wspolbudowaly asymilujac do polskiej kultury kulture Kresow, Rusinska Kulture, Ruska Kulture, Kresowa kulture, ktora miala na imie Krolestwo – POLSKA.
Odseparowywanie dzis Polskiej Kultury od Kresowej Kultury, Rusinskiej kultury, Kresowej Kultury…czy Rosji od Rosyjskiej Ukrainy etc, etc… jest w konsekwencjach czyms takim jak dzielenie Prokreacji na kopulacje i produkcje sztuczna dzieci.. – prowadzi do dewiacji jaka widzimy na dzisiejszej Ukrainie i nie tylko i Smierci.
A kiedy nas pytają, kiedy dojdzie do naszego pojednania z Rzymem, moja odpowiedź jest prosta: „Kiedy Rzym z powrotem wyniesie na tron Naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Nie możemy być jednej myśli z tymi, którzy zdetronizowali Naszego Pana Jezusa Chrystusa. W dniu, kiedy oni uznają Naszego Pana jako Króla ludów i narodów, to nie my będziemy tymi, do których oni powrócą, tylko Kościół katolicki, w którym my zostaniemy.
Abp. Marcel Lefebvre 8 XII 1988 we Flavigny-sur-Ozerain